Strona Pamięci Żabki
▼
poniedziałek, 11 lutego 2019
ANGIE NIE ŻYJE 2000-2019
Angie - Moja suczka która zakończyła swoje życie ostatnim uderzeniem swojego serduszka o godzinie 15:06:27, do ostatnich chwil Jej życia trwałem przy niej płacząc żegnałem Ją. Angie była dla mnie wyjątkową sunią z którą dzieliłem swoje troski i radości dni codziennych, zawsze była grzeczna i czysta tzn. nie załatwiała się w domu. Długo musiała czekać na zaskarbienie miejsca w moim sercu bolesnym po stracie Żabki, a gdy to w końcu się udało, byliśmy nierozłączni przyjaźnią, długą i szczęśliwą, spędzaliśmy razem czas na spacerach i na wspólnej zabawie, opartej na zabawie z patykami i podgryzaniu smyczy, była mi towarzyszem nawet podczas mojej pracy, dbałem o nią aby była zdrowa, chodziłem z nią do lekarza na szczepienia, na pazurki, a nawet gdy dostała udaru słonecznego w lipcu 2011 r. gdzie była schładzana wodą. Gdy nadszedł taki czas na lekarstwa, to zawsze punktualnie je dostawała, jak Jej nóżki w grudniu ub. roku odmówiły posłuszeństwa, ja dzielnie znosiłem na dwór i wnosiłem Ją do domu po 47 stopniach. Do ostatnich chwil poświęcałem swoje dobre serce dla Angie, bo zasługiwała na to, była moim oczkiem w głowie, radością mego życia.
24.12.2018 po zbiórce w Internecie zakupiłem Jej wózek rehabilitacyjny by mogła swobodnie chodzić, ale nie dawała sobie z nim rady, więc zakupiłem specjalną uprząż aby może i na tym mogła się jakoś poruszać, cierpiała wówczas na zanik mięśni, miała 2 tłuszczaki jeden na gardle, a drugi na brzuszku, przyjmowała Cardisure na serduszko które niewymiarowo pukało, TheoVen na duszności w kaszlu oraz Furosemid na dobre opróżnianie się.
31.12.2018 w Sylwestra jak i przez pół grudnia sprawowałem nad nią opiekę paliatywną, w brzuszku miała rozwijający się nowotwór łagodny.
1.01.2019 na dzień przed Jej śmiercią na specjalnie dla Niej utworzonym kanale, transmitowałem koncert który trwał niespełna 4 godziny, po koncercie wyszedłem z nią na dwór około godz. 20:00
2.01.2019 o godz. 12:00 wyniosłem Ją własnoręcznie po raz ostatni na dwór, obchodząc swój blok, sąsiadujący z nim oraz podwórko.
2.01.2019 o godz. 14:29 zjadła swój ostatni posiłek w swoim życiu w postaci poćwiartowanych kawałeczków mięsa z kotlecika mielonego z sosikiem własnoręcznię Ją dokarmiając.
2.01.2019 o godzinie 14:49:09 zadzwonił do mnie Pan Konrad Dawidowicz, Jej prowadzący leczenie, lekarz pierwszego kontaktu, ponieważ chciałem aby Angie zakończyła swoje życie w swoim domu.
2.01.2019 o godz. 15:03
lekarz podaje Jej zastrzyk, lecz był to taki zastrzyk w którym była w stanie znieczulenia nawiasem mówiąc w błogostanie.
2.01.2019 o godzinie 15:05:53 Pan Konrad podaje Jej zastrzyk który powoli wygasza organy, wyłącza mózg i zatrzymuje serce.
2.01.2019 o godzinie 15:06:27 lekarz stwierdza zgon. ANGIE UMARŁA PRZEŻYWSZY 18 LAT.
Po usłyszeniu stwierdzenia zgonu, zaczął się deszcz moich łez, między którymi przewijały się smutne utwory Ryszarda Rynkowskiego, Tadeusza Woźniaka, Dżemu a nawet marszu żałobnego Fryderyka Chopina, a ja nieustająco przy Jej ciałku płacząc.
2.01.2019 o godzinie 15:50 przyjechał pracownik z firmy zajmującej się kremacją zwierząt domowych w Poznaniu po ciało Angie do chłodni.
3.01.2019 o godz. 19:00 już byłem w Poznaniu, tamże przenocowałem.
4.01.2019 pojechałem na Wolę aby obejrzeć miejsce budynek gdzie leżało ciało Angie, około godz. 17:00 pojechałem do kolegi na kolejne noclegi i tak do dnia kremacji.
6.01.2019 o 5:05 wyjechałem do Piły i czekałem na transport do krematorium. Po zwiedzeniu cmentarza i schroniska na Leszkowie, nadszedł czas ostatecznego pożegnania z ciałem Angie, które trwało 20 minut.
6.01.2019 o godz. 10:35 Ciało Angie zostało na specjalnym wózku wwiezione do krematorium, a następnie włożone do pieca. Następnie pracownik zamyka wieko pieca i rozgrzewa go do temperatury 800°C a sam proces kremacyjny trwa 115 minut, a ja przez cały czas patrzyłem na piec w tzw. pokoju pożegnań, pracownik również spoglądał co jakiś czas przez specjalny wizjer na postęp spalania.
06.01.2019 o godz. 13:15 po zakończonym procesie spalania spopielone ciało Angie lecz nie do końca, zostaje przesypane do brytfanny oraz poddane jeszcze zmieleniu na mniejsze granulki i proch, dopiero wtedy pracownik krematorium, we wczesnie wybranej przeze czerwonej metalowej urnie, przesypuje prochy Angie, pieczętując tę urnę silikonem oraz kluczami imbusowymi wzmocniwszy.
6.01.2019 o godz. 16:17 wyjechałem z Piły już z urną z prochami Angie w stronę Włocławka.
I tak aż po dziś dzień Angie w stanie sproszonym, znów jest u nas w domu, a Ona bawi się z innym pieskami za Tęczowym Mostem
https://youtu.be/OnKdK7QL2mw
https://youtu.be/aXyBlGqTEjo
Masowałem Jej brzuszek, podtrzymywałem grzbiet do sikania lub kupki, poiłem Ją i karmiłem własnoręcznie przekładałem z boku na bok aby odleżyn nie miała, kupowałem Jej lekarstwa, zastrzyki, wcześniej chodziłem z Nią na kontrolę do weterynarza, wstawałem do niej na każdy Jej pisk. Zbierałem dla Niej na wózek na zrzutka.pl ale będąc w nim chodziła do tyłu, tak samo jak i uprząż - to samo, nieraz mnie ugryzła jak podawałem Jej lekarstwo przeciwbólowo-nasenne, nasikała, zwróciła lub zrobiła kupkę to wytarłem po Niej i chwaliłem że mogła sobie ulżyć a teraz kiedy Ją godnie pożegnałem, jednakowoż mam Ją przy sobie w pokoju w którym spała. Jedni pomyślą że zwariowałem, że powinienem oddać ciało do utylizacji, ale sporo się na czytałem o nieludzkim procesie utylizacji, że powinienem zakopać, ale ból wtedy byłby jeszcze silniejszy że leży w obcej ziemi daleko od domu, a los tej ziemi w przyszłości jest mi nie znany. Dlatego postanowiłem że sunię skremuję będąc przy tym procesie od samiuśkiego początku aż do jego końca, wiem że wydam nie małe na to pieniądze, ale przynajmniej będe wiedział iż zrobiłem wszystko by Jej ciało ani nie zostało sprofanowane przez bezduszną utylizację, ani nie zostało rozkopane przez dzikie zwierzęta (las), przez działalność człowieka poprzez przyszłe plany zagospodarowania przestrzennego i związane z nimi inwestycje, które by naruszało Jej wieczny spokój (wieś) przez przypadkowych świadków którzy mogliby donieść o nielegalnym grzebowisku Jej ciała, a przez to narazić się na mandat równowarty tyle co wydam na Jej kremację, ale wtedy nie miałbym ani ciała ani pieniędzy, a pozostawienie urny z Jej prochami w domu to najlepsze rozwiązanie aby tym wyjściem przypieczętować naszą miłość, wierność i oddanie którymi Ją darzyłem przez całe Jej życie, aczkolwiek nie wydaje mi się, by Jej stan materii z ciała stałego na proch hermetycznie w urnie zamknięty stanowił bezpośrednie zagrożenie epidemiologiczne dla ludzi i zwierząt, bo również o tym sporo w Internecie i nic nie ma

