Witajcie drodzy czytelnicy i czytelniczki
Jak sama nazwa mojego bloga wskazuje bardzo leży mi na sercu los biednych zwierząt, tych porzuconych, skrzywdzonych przez człowieka oraz kalekich,to właśnie tutaj co środę będę wypełniał swoją misję na rzecz pomocy tym biednym zwierzakom, oraz to stąd dowiecie się wielu ciekawych epizodów, które będę tutaj opisywał.

Każdy szanujący się internauta, ma swojego bloga, i ja też swoją karierę życiową, rozpoczynałem od swoich blogów, a teraz coś o mnie.

Jestem Przemysław Osiecki mam 36 lat, (8 październik 1980) ale w duszy gra wciąż nastolatek, czasem nie raz wpadnę do swoich kumpli na kompa, a nie raz na browca sam mam też lapka, na którym chyba spędzam większość swojego życia. Postanowiłem założyć ten blog, ponieważ od dawna miałem takie marzenie aby i w ten sposób zaistnieć w sieci, oraz opisywać w nim (prawie) każdy dzień swojego życia, czasami będę się was radził lub sam wam doradzał. Moje życie tak samo jak każdego innego bywa raz smutne a raz radosne, lub nie raz śmieszne, a niekiedy czuję nieodpartą chęć, podzielenia się ze wszystkimi swoimi sukcesami, śmieszną lub ciekawą sytuacją w której akurat się znalazłem, bo w moim życiu było i jest ich bardzo wiele, będę się również w swoim blogu zwierzał wam ze swoich problemów, lub niestety jakichś tam porażek. Postaram się was tutaj jednak nie zanudzić, a być z wami szczerym aż do bólu jeżeli chodzi o kalendarium mojego życia. Zapraszam na mój wideo i foto blog.

A jednocześnie zapraszam was do komentowania gdyż będę wiedział że chcecie go czytać.

PrzemosTV

sobota, 3 marca 2012

2 marca, zawsze ten smutny dzień :(( - Wspomnienie Żabki która jest za Tęczowym Mostem

Historia Żaby - Tylko tutaj możesz to przeczytać, Nie znajdziesz jej nigdzie indziej

Był to upalny dzień, 26 lipca 1992 rok, ale cofnijmy się 2 tygodnie wstecz czyli 12 lipca, bo wtedy rozpocząłem turnus wypoczynkowy w miejscowości Skępe, no to jak wyjaśniłem tą kwestię to uruchamiamy nasz wehikuł czasu i jedziemy 2 tygodnie później a więc 26 lipiec 1992 rok, i tu się wszystko zaczyna

Kiedy przyjechałem z powrotem do Włocławka moja babcia sprawiła mi ogromną niespodziankę, dostała od znajomego suczkę, który z kolei znalazł ją na Zielonym Rynku była bardzo pobita i miała zwichniętą łapkę :(
Właśnie kiedy ja wypoczywałem na wczasach, ona w tym samym czasie się kurowała w pralni "Zapiecek" nomen omen przy ul. Zapiecek.
Na początku jak każde szczenię sikała tu i ówdzie, dlatego rozłożyliśmy w te newralgiczne miejsca gazety, pomimo tego była oczkiem w naszych głowach, była bardzo grzeczna zawsze nas witała wskakując na nasze łóżka liżąc nas po policzkach, najlepiej lubiłem sytuacje kiedy wręcz z codzienną rutyną powtarzała, a więc kiedy przyszedł czas kiedy mama wracała autobusem z pracy, chodziłem z nią na przystanek tam siedziała i wodziła wzrokiem piszcząc z utęsknienia, dosłownie za każdym przyjeżdżającym autobusem, a gdy nadjechał właśnie ten właściwy czyli linia nr. 10 o godzinie 14:20, i wysiadała z niego moja mama, jej radości nie było końca "zamiatała" ogonem miejsce akurat tam gdzie siedziała, a ja mówiłem do niej "Żaba bo ci ten ogonek w końcu odpadnie, nie wiem czemu ale miała taki mały kikut.
Była bardzo pogodną sunią, nikogo nie ugryzła, ani nie warczała no...jak na każdego psa przystało odmienny stosunek wykazywała do kotów i do innych suk, miała czarne jak heban umaszczenie, biały krawat, i 4 białe skarpetki w tym jedną dłuższą na całą przednią prawą łapę, toteż łapka ta stała obiektem moich żarcików, mawiałem do niej "Widzisz Żabko ta (lewa) łapka symbolizuję zabawę, a ta (prawa) łapka (bo wyglądała jak zakasany rękaw) symbolizuję pracę :)", oraz 9 sutków (sam policzyłem :)).
Żabka była nie raz towarzyszką w mojej pracy (jestem kolporterem), zawsze chodziła przy nodze, a jak bawiła się na parku Łokietka starała nie odbiegać zbyt za daleko, uwielbiałem jej prośby o jedzonko ze stołu, stawała wtedy na dwóch tylnych łapkach jednocześnie machając tymi przednimi, nigdy nie zmuszała warczeniem tak jak Angie aby coś dostać z obiadu czy innego posiłku.
Nie lubiła zostawać sama w domu, (jak  to pies po przejściach) w przeciwnym razie zastawaliśmy pogryzione pantofle, buty i kapcie jak również podrapane drzwi, a kiedy to nie skutkowało głośno wyła.
Raz poważnie nabroiła to był czerwiec 1993 rok, moja babcia była tak zajęta z kimś rozmową telefoniczną że nie zauważyła co ta figlarka w tym samym czasie wyczynia, a ona będąc w przedpokoju darła sobie jak gdyby nigdy nic w najlepsze, banknot 100 złotowy (dziś 1 grosz) oraz kupon totolotka xD, o mało ją za to nie spotkała kara ale ja ją przed agresorką (uderzyła ją laską) obroniłem chowając się z sunią do drugiego pokoju, a krewką staruszkę osobiście ukarałem sporym rachunkiem za telefon za 7 000 000 zł (dziś 700 zł)
ledwo go spłaciła, bo musiała gdyż aparat był właśnie na nią, a mi bardzo wtedy ulżyło bo wreszcie zrozumiała że ani ze mną ani z Żabą się nie zadziera.
Kolejnym ekscesem w stylu Żabki, było powiększenie naszej rodzinki o 4 istotki więcej a było to tak:
21 marca 1994 roku kiedy wyszedłem z nią na spacer, a że miała wtedy ruję (pot. cieczkę) trzymałem ją na smyczy a smycz totalna porażka, przerwała się przy dość silnym pociągnięciu przez nią i uciekła w siną dal,
myślałem że już nie wróci, ale dzięki Bogu znalazłem ją po 30 minutach, i to w niecodziennej sytuacji połączona już z jakimś swoim psim gachem, fajnie to wyglądało hehe gdy ona chciała iść psa ciągała za sobą i odwrotnie, pomyślałem no już nic nie zrobię muszę poczekać i tak czekałem, czekałem....aż się do czekałem po 20 minutach wreszcie się sami odkleszczyli, no i mogłem z nią iść do domu, od tej pory już Żabka była w stanie błogosławionym.
24 maja 1994 roku 63 dni po jej ucieczce o godzinie 02:00 Żabka zaczęła rodzić, urodziła "na krzyż" 2 pieski i 2 sunie niestety dzień później pomimo mojej reanimacji jedna z jej córek umarła wskutek niewydolności oddechowej, Żabka wtedy przeżyła mocną traumę z tego powodu, mało jadła i piła przez 3 dni oraz głośno piszczała, gdy jej przeszło już swojego potomstwa nie odstępowała ani na krok, gdy "pożyczałem" od niej jedno z jej trzech pozostałych maleństw, szła ze mną krok w krok nie odrywając od moich rąk wzroku.
Szczeniaczki jak ich matka-też figlarne, na dobre opuściły nasz dom 14 czerwca 1994 roku, wydane po mieszkańcach ościennych ulic, a jedno trafiło do Trójmiasta.
Żabka nadal kultywowała swoje przyzwyczajenia, co rano lizanie a popołudniami wyczekiwanie na Panią czyli moją mamę, tą sielankę z naszym psiakiem która trwała jeszcze ponad 4 lata, przerwał jeden dzień.
To był ponury i dżdżysty piątek 20 listopada 1998 roku, (blisko 8 miesięcy czyli 28 marca po śmierci babci, a w tydzień po jej pogrzebie, wprowadzili się do naszego domu siostra ze szwagrem i z dwójką ich dzieci)
po tym jak teściowa mojej siostry zauważyła samozwańcze uczulenie na sierść psa na ciele 5-miesięcznego wówczas Patryka - syna siostry gdy do nas przyjechała, oznajmiła że w tych warunkach pies w towarzystwie dziecka, nie powinien być obecny (totalna wiejska bełkotanina) gdyż uwłacza to zdrowiu dziecka, a od przejścia od słów do czynów było jej daleko, bo niby jak miała to zrobić skoro ja cały boży dzień byłem w domu, tym bardziej jak się dowiedziałem co ta paniusia w stosunku do Żabki knuje, ja co raz bardziej stawałem się ostrożniejszy w dzień czuwałem a w nocy Żaba ze mną spała w łóżku, jednocześnie grzejąc i mnie i posłanie a gdy z kolei starsza pani to u mnie zauważyła, zadziałała wręcz radykalnie.
Właśnie w piątek 20 listopada 1998 roku, nakazała siostrze wysłać mnie po pieluchy dla jej córki, w tym samym czasie wredne kobiecisko pochwyciło do fiacika moją sunię i popędziła do Łochocina, gdy już w końcu przyszedłem wreszcie z pieluchami do domu, od razu pierwsza reakcja- krzyknąłem GDZIE JEST PIES !!!
Oni jak nic, zupełnie jak zaklęci to ja kontynuowałem uparcie - PYTAM SIĘ, GDZIE JEST PIES CZY TA WIEJSKA KOBIETA JĄ WZIĘŁA !!! gdy usłyszałem zatwierdzenie tegoż pytania, zaraz w poniedziałek (wcześniej nie mogłem bo mi zabraniali) nie poszedłem do szkoły, od razu "z buta waliłem na Łochocin" wyobrażacie to sobie 15 KILOSÓW W JEDNĄ STRONĘ w trakcie mojej drogi  która trwała 3 godziny myślałem stale jednym ciągiem "jebać szkołę, ważny jest teraz pies ja im kurwa dam w chuju to mam czy wezwą na mnie Policję czy nie bo pies kurwa był, jest i będzie mój a ona mi go podstępnie jak judasz zajebała, no nie tak nie będzie", moja nienawiść do niej wzrastała wraz z każdym malejącym kilometrem pozostałym mi do miejsca docelowego czyli Łochocina, tymczasem we Włocławku w 1h 20' po mojej samodzielnej eskapadzie gdy dochodziłem do Posterunku Energetycznego w Fabiankach, szkoła mnie sprzedała mamie i siostrze a tym samym oni zaalarmowali przez telefon rodzinę kidnaperki w Łochocinie że już tam nacieram i to mega wkurwiony.
No spoza horyzontu wyłania się zielona tabliczka z białym napisem Łochocin, złość na przemian z radością kotłowały się w mojej głowie niesamowitą szybkością, jeszcze tylko jeden skręt i zaraz będzie się działo.....
podszedłem pod białą bramę i od razu wypaliłem, ODDAWAJ PSA ZŁODZIEJU. A ona mi na to że nie dostanę i szkoda mojej drogi, oraz że mam IŚĆ z powrotem do Włocławka bo inaczej hehe zadzwoni po szwagra oczywiście mojego, (a jego boję się najbardziej :DDD) toteż na mnie nie zrobiło to żadnego wrażenia
JA SIĘ STĄD NIGDZIE NIE RUSZĘ DOPÓKI NIE ODDASZ MI MOJEGO PSA PO KTÓREGO PRZYSZEDŁEM i tak po tej jakże imponującej wymianie zdań, przeszła do radykałów WON MI STĄD powiedziała BO PO POLICJĘ ZADWONIĘ to i ja tak obstawiałem przy swoim i żądałem zwrotu psa.
po parudziesięciu minutach, okazało się że to jednak nie fake z jej strony i faktycznie ws. psa inne psy przyjechały, a ja wym samym czasie, aby sobie nie zrobić przypału ja się schowałem za bloki, ale z drugiej strony pomyślałem że może pojechali po posiłki w celu poszukiwania intruza czyli tak jak postrzegała mnie
ta psia porywaczka, byłem po trzykroć wkurwiony:
na nią - że jej było na wierzchu i tym samym wygrała po psa mi nie dała
na okoliczności - ponieważ musiałem odwalać kolejne 3h do Włocławka
na nogi - bolały a jakby było tego mało porobiły mi się odciski
Nagabywałem ją przez telefon o wszystko czy Żabie nic nie jest czy nie jest głodna takie tam duperele.
Co drugi weekend tamże bywałem, czy jej się to podobało czy nie, gdy na nią popatrzyłem nie uwierzyłem czy to ona, czy nie.
Kurna jak ona się zmieniła, białe krawat i skarpetki już nie by takie białe jak kiedyś gdyż zszarzały
sierść z błyszczącej, zdrowej i pachnącej zamieniła się w tłustą, matową i śmierdzącą, a na domiar złego była zapchloną, gdy starszą panią poinformowałem o niegodnym utrzymaniu mojego psa również ona dalej obstawiła na swoim i dalej szła w zaparte, a co mnie wprawiło w osłupienie ona po prostu tam się nie nudziła,
czego się dowiedziałem od teścia siostry ponieważ znalazła sobie zajęcie w formie......łapania myszy i całkiem sobie z tym kocim fachem nieźle radziła, jednak sama myśl że już nigdy w życiu nie zobaczy Włocławka dobijała mnie.
Po raz ostatni widziałem ją 23 lutego 2002 roku, pamiętam gdyż wtedy ją nosiłem "na barana" będąc w białej koszuli hehe, z każdą wizytą chciałem ją ze sobą, wziąć a nawet porwać, byleby tylko zatrzymać ją przy sobie i szkoda że tak się nie stało lecz nie miałbym najmniejszych szans, ponieważ oni mając samochód już by mnie w Cypriance zawrócili :( dlatego też liczyłem dni do następnego spotkania a więc 9 marca 2002 roku.
Ogromnie zazdrościłem swojej 5-letniej siostrzenicy gdyż ona dostąpiła zaszczytu i w najbliższy piątek 1 marca 2002 roku, pojechała do babci-porywaczki.
Ta historia wraca do mnie niczym bumerang, zawsze tego dnia każdego roku
Był słoneczny choć chłodnawy ranek, rozpoczął się kolejny 2 dzień marca 2002 roku, dziewczynka wraz z Kamilą Sz. wcześniej zjadły śniadanie i popędziły na dół do babci, tam koniec końców robiły to co na górze a więc bawiły się, zabawę jednak przerwała ich babcia, prosząc aby poszła do sklepiku po zakupy, rezolutna wnuczka od razu poszła do sklepu wzięła ze sobą nalegającą Martę i po chwili opuścili teren posesji, była wtedy 10:23.
Ponieważ Żabka nie jest w ciemię bita, i zauważyła iż dwie osoby z jej domu właśnie go opuszczają, to z nadziei aby nie zostać samą, a że czteroletni pobyt w Łochocinie uczynił z niej chudzinkę, z łatwością przeczołgała się przez szczelinę pomiędzy bramą a ziemią, i przez nikogo niezauważona pobiegła za kroczącymi do sklepu dziewczynkami, sam sklep znajdował się tuż po drugiej stronie bardzo ruchliwej drogi wojewódzkiej nr. 67, i trzeba się było wykazać nie lada ostrożnością żeby przejść tą "drogę śmierci", dlatego że nie jeden człowiek i nie jedno zwierzę poniosło tam śmierć.
Ale udało się, obydwie dziewczynki wraz z Żabką uniknęły tego najgorszego. Podczas realizacji zakupów przez dziewczynki, Żabka grzecznie czekała na nie przed sklepem zawsze tak było, nawet jak swojego czasu była we Włocławku, to cierpliwie oczekiwała na nas przed różnymi sklepami, bo nam ufała i wierzyła że nie zostawimy jej samej.
Tymczasem w łochocińskim sklepie zegar wskazywał godzinę 10:43, tym samym czas oczekiwania na dziewczynki przez Żabkę się zakończył i cała gromadka udała się w drogę powrotną do domu, i znów strach przed ruchliwą trasą, jest godzina 10:46 dziewczynki stoją już przed NIEZABEZPIECZONYM przejściem dla pieszych, ruch jak w godzinach szczytu samochody mknęły jak szalone ulicą.
10:46:40 Kamila wraz z 5-letnią Martą już są po drugiej stronie drogi nr. 67. przystanęły aby poczekać tylko na Żabkę by w końcu i jej udało się przecisnąć przez kłębowisko pędzących aut.
10:46:51 Żabka odruchowo wybiega na jezdnię, jakby metodą na chybił-trafił I WTEM
W tym czerwonym okręgu zaznaczony jest sklep (to ten z zieloną witryną) pod którym czekała na kilka minut przed śmiercią


SOBOTA 2 MARCA 2002 ROKU GODZINA 10:47:01 ŻYCIE ŻABY W JEDNEJ SEKUNDZIE ZAMARŁO PRZEJEŻDŻAJĄCE AUTO Z OGROMNYM IMPETEM UDERZYŁO W DROBNE CIAŁO ŻABKI ODRZUCAJĄC JĄ NA KILKANAŚCIE METRÓW NA POBOCZE NA WSKUTEK PONIESIONYCH OBRAŻEŃ ŻABKA ZMARŁA ŚWIADKAMI TEGO ZDARZENIA BYŁY TYLKO DWIE PRZERAŻONE DZIEWCZYNKI A TEN SKURWYSYN JEBANY POMKNĄŁ DALEJ
Znak "x" pokazuje miejsce w którym została potrącona Żabka a strzałka wskazuje kierunek z którego ten debil nadjechał


Gdy zapłakane dziewczynki dotarły do domu jeszcze przed 11:00, powiadomiły o tragedii na drodze swoich dziadków, niezwłocznie ich dziadek z kolei zawiadomił o tym fakcie Włocławek, a tym samym o 11:03 dotarło również i do mnie.

NOGI SIĘ PODE MNĄ UGIĘŁY A ŻYCIE PRZELECIAŁO PRZED OCZYMA, JAK BY DOSTAŁ 6 kg MŁOTKIEM ZE 3X W GŁOWĘ, ŚWIAT MI SIĘ ZAWALIŁ.

3 doby nie spałem, ledwo jadłem, znikomo piłem, byłem w tak drastycznie niskiej sprawności psychicznej że
we WTOREK 5 MARCA 2002 CHCIAŁEM TARGNĄĆ SIĘ NA SWOJE ŻYCIE JEDNAK TRAGICZNY MOMENT ZOSTAŁ UDAREMNIONY PRZEZ MAMĘ, JEDNAK MYŚLI SAMOBÓJCZE MNIE NIE OPUSZCZAŁY ZA DUŻA BYŁA TRAUMA ZA DUŻY SZOK
Od chwili wypadku przeszło 3 miesiące, byłem wychudzony, niczym cień człowieka skóra i kości, przy wzroście 168 cm ważyłem 49 kg !!! nic dla mnie się nie liczyło, były prochy, papierochy i alkohol, tak to wtedy przeżyłem

W PIĄTEK RANO 17 MAJA 2002 ROKU ZNÓW ZOSTAŁEM PRZYŁAPANY NA PRÓBIE SAMOBÓJCZEJ, POWIEDZIAŁEM JEJ ŻE JUŻ TAK DŁUŻEJ NIE MOGĘ, ta ubrała się i razem poszliśmy do Poradni Zdrowia Psychicznego do dr psychiatry Bogusławy Antczak a o godzinie 
12:30 zostałem odwieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Lipnie, byłem na wszystkich zły że musiałem tam trafić, ale nie było innego sposobu widocznie tak miało być, może nie dane mi było jeszcze schodzić z tego świata żywych
Przez całe 8 dni które tam spędziłem ich psychotropy podreperowały moje zdrowie psychiczne, żeby jak najszybciej opuścić szpital musiałem najpierw męczyć mamę, siostrę telefonami, nagabywałem nawet osobiście oddziałową i w końcu się udało, wyszedłem również w piątek 24 maja 2002 roku już bez myśli na targanie się na własne życie, gdyż w Lipnie zrozumiałem że jeszcze mam dla kogo żyć, żyję dzięki mamie i dla Mamy
W 1 rocznicę wypadku w niedzielę 2 marca 2003 roku, zrobiłem sobie niezbyt udany ale zawsze coś, tatuaż w którym można przeczytać ŻABA oto jak on wygląda
"ŻABA"
Przez to będę czuł dożywotnio taką jakby więź pomiędzy mną a Żabką , ten tatuaż jest jakby pamiątką wspaniałych chwil które razem z nią przeżywałem we Włocławku przez przeszło 6 lat, tej suczki nigdy nie zapomnę i żadna też inna nie będzie miała prawa się równać tak pięknym charakterem i usposobieniem do otoczającego ją świata, TEN PIES ZAJMUJE SZCZEGÓLNE MIEJSCE W MOIM SERCU NA ZAWSZE, BYŁA I JEST NIEZASTĄPIONA dlatego od począwszy od lipca 1992 roku do tej pory odbywa 3 dniowy WIELKI PIKNIK ŻABY na pamiątkę tego cudownego wydarzenia, jakim było wkroczenie w moje życie tej nie zwykłej suni.
A dziś to znaczy już wczoraj minęło 10 lat od tragicznego w skutkach wypadku, w którym poniosłem nie powetowaną stratę i tyleż samo minęło od jej pochówku, mimo to że spoczywa kilkanaście kilometrów od Włocławka to w nie byle jakim miejscu, dokładnego miejsca nie zdradzę lecz pokaże to tragiczne miejsce, w którym spędziłem na refleksji o niej samej, gdyż 10 lat to szczególnie wyjątkowa rocznica bo okrągła i same pół godziny nie wystarczałoby na przemyślenia, toteż spędziłem przy tym krzyżu prawie 1,5 godziny, a ściślej od 10:36 do 11:50
Kto wie, gdyby nie to uporczywe zimno i wiatr, bym dłużej tam o niej rozmyślał, a to jest to miejsce.
PRZEKLĘTA DROGA KRAJOWA 67 - ŁOCHOCIN
Miejsce wiecznego spoczynku śmierci Żabki





Po czasie zadumy i refleksji, przyszedł czas na odwiedzenie innych miejsc związanych z życiem Żabki, odwiedziłem miejsce zesłania
Oto miejsce w którym spędziła ostatnie swoje niespełna 4 lata swojego życia
Jak widać na zdjęciu brama została nieznacznie opuszczona przez mieszkańców tego budynku ku przestrodze dla innych zwierząt tam mieszkających, to tu wczoraj się ogrzałem ciepłym posiłkiem i właśnie mieszkańcom tej posesji podziękowałem za opiekę jaką obdarzyli Żabę, a w szczególności panom Zdzisławowi oraz Grzegorzowi który w tak pięknym miejscu przed 10 laty ją pochował.
Niestety samej "gwiazdy" całej tej afery nie zastałem ponieważ nie żyje od 4 lat, a jej twierdzenie jakoby mój siostrzeniec miał uczulenie na psią sierść można między bajki włożyć, to jest "pic na wodę fotomontaż", "bayern monachium" tak jak to słynna Basia Kwarc nazywa, ponieważ lekarz pediatra orzekł że zaczerwienione wówczas plamy na ciele syna mojej siostry, to po prostu nie mająca żadnego powiązania z psią lub kocią sierścią SKAZA BIAŁKOWA, co czyni diagnozę starszej pani na ewidentnie błędną i to właśnie tą osobę winię za śmierć mojego psa, od tamtej pory gdy wyszło "szydło z worka" znienawidziłem ją do szpiku kości nawet teraz gdy już kat i jej ofiara nie żyją, bo gdyby nie ta pani, ŻABY ŻYCIE BYŁOBY DŁUŻSZE
Moim skromnym zdaniem, ośmielam się powiedzieć że Żaba nie zasłużyła sobie na taką śmierć tam we Włocławku daleko jest od ruchliwych ulic, zbyt daleko mieszkam od krajowej jedynki i taka tragedia jaka się wydarzyła w Łochocinie nie miała by miejsca i pies by skończyłby swój żywot śmiercią naturalną, czyli podsumowując, OBARCZANIE PRZEZE MNIE WINĄ ŚMIERCI MOJEGO PSA STARSZEJ PANI Z ŁOCHOCINA, MIESZKAJĄCEJ WÓWCZAS W BUDYNKU ZE ZDJĘCIA, JEST JAK NAJBARDZIEJ UZASADNIONE I NIE PODLEGA DALSZEJ DYSKUSJI.
gdyż nie zasługiwała na to aby tak tragicznie skończyć życie, mając na uwadze to że wcześniej była bita, o czym świadczył fakt w jakim stanie ją znaleziono na wspomnianym Zielonym Rynku

Niech ten mega długi wpis (jak nigdy) będzie INTERNETOWYM HOŁDEM DLA PSA JAKIM BYŁA CUDOWNA SUNIA O IMIENIU ŻABA, KTÓRA PRZEŻYŁA ZALEDWIE 9 LAT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz